„Nie ma czegoś takiego jak życie poza zespołem” – wywiad z Entropią

Dodano: 14.11.2022
Już w marcu przyszłego roku ukaże się najnowsza płyta Entropii, na którą wielu ostrzy sobie zęby. Ostatnia do tej pory „Vacuum” namieszała na polskiej scenie około-ekstremalnej, a frontman grupy, U, opowiada, co z tego wynika i tłumaczy, jak prowadzić zespół, by nie zwariować.

Jesteś skromny?

Życie i czas uczą pokory oraz świadomości własnych ograniczeń. Każdy ma potencjał, który może znaleźć ujście, trzeba jedynie pewnej determinacji w dążeniu do celów. Staram się zawsze pamiętać, że wszyscy jesteśmy elementem większej całości i jedziemy na jednym wózku. Jeżeli chodzi o zespół, jest on dla mnie powodem do dumy i myślę, że każdy świadomy artysta powinien być pewnym wartości swojej sztuki.

W założeniu każdy zespół jedzie na jednym wózku, ale założenia to jedno, a ego to drugie. Nigdy nie musieliście się z tym boksować? W końcu nie gracie prostych piosenek w metrum 4/4.

W zespole panuje wyraźnie określony podział obowiązków, wynikający przede wszystkim z chęci i predyspozycji do ich wykonania. Wszystko odbywa się w miarę intuicyjnie i bezkonfliktowo, zważywszy na naszą wieloletnią znajomość czy fakt, że współdzielimy dzięki zespołowi życiowe meandry. Prawdopodobnie nasza relacja jest w całkiem dobrej formie dzięki temu, że poznaliśmy granice, których nie powinno się przekraczać, aby nie wywoływać nadmiernego ciśnienia. Jeżeli robimy coś wspólnie, niczym w najgłębszym socjalizmie musi być to kolektywnie uznane za zasadne, celowe i dobre. Zespół dzięki temu jest bardzo zgrany na poziomie muzyczno-duchowym, przez co przekaz jest spójny oraz przebija się do odbiorcy.

Dobry układ sił w zespole pomaga wam też w utrzymywaniu przyjaźni poza nim?

Zdecydowanie. W tym roku stuknęło nam piętnastolecie działalności. Przez ten okres zdążyliśmy już poddać wiwisekcji rozum i godność człowieka na wszystkie strony. W dobrze działającym zespole nie ma czegoś takiego, jak życie „poza” zespołem. Myślę, że to również pozwoliło nam przetrwać tak długo i stale się rozwijać, bo dzięki świetnej chemii mamy platformę do wspólnej ekspresji, która przybiera formę quasi-terapii opartej na muzyce.

Jeśli cały czas powierzasz wyłącznie kapeli, łatwo o wypalenie.

Zgodzę się, natomiast zmierzałem do tego, że w zespole pozwalamy sobie na naturalność i szczerość, przez co nie rozgraniczamy naszej relacji na to, co „na próbie” i na to, co omawiamy przy piwku w piątek. Wspólne tematy zawsze oscylują wokół zespołu. Co do wypalenia – oczywiście każdy jest indywidualnością i ma prawo do podmiotowości, swoich zainteresowań, pielęgnowania swoich nałogów i podejmowania tylu złych decyzji, ile uzna za stosowne. Jeżeli jesteśmy zmęczeni, nie mamy ochoty na dużą intensywność działań, spuszczamy nogę z gazu i zajmujemy się swoimi sprawami. Jest to lepsze rozwiązanie, niż robienie czegoś na siłę. Stąd zawsze wielokrotnie poddaję pod rozwagę podejmowanie wspólnych zobowiązań jako muzycy, bo wiąże się to z określoną presją, która może motywować albo wręcz przeciwnie – zabijać kreatywność.

(zdj. materiały Agonia Records)

Poruszyłem wątek skromności na wejście, ponieważ po premierze „Vacuum” Entropia zetknęła się ze spektakularnym splendorem. Płytę opisywano jako jedną z najlepszych w polskim metalu ekstremalnym, a hype dookoła was wzrósł jak na pstryknięcie palcem. Trudno uniknąć odbicia sodówki w takich sytuacjach?

Osobiście każdorazowo czuję się nie tyle autorem, co medium dla zapoczątkowania pewnego wspólnego procesu twórczego kończącego się albumem. Jest to całkowicie intuicyjne i niemożliwe do opisania. Dlatego trudno popadać w samozachwyt, jeżeli rezultat działań otacza pewna tajemnica, nawet zagadkowość. Robiąc numery mamy świadomość, co jest dobre, a co wymaga poprawy. Podchodzimy krytycznie do każdego aspektu. Podczas sesji nagraniowej wzajemnie się zaskakujemy elementami, których wcześniej nie było słychać bez warunków studyjnych. 

Jeżeli w tym sicie udaje się odcedzić dyskusyjne elementy, mamy do czynienia z czymś, co wykracza poza przeciętność. Oczywiście mam świadomość, że efekt końcowy jest dobry, ale łatwiej jest trzymać się w szeregu i stwarzać pewne pozory formalnego przyporządkowania do określonego nurtu, sceny itp., aby jakoś funkcjonować. Zespół też jest firmą i nie można w tym sensie działać w oderwaniu od realiów. Natomiast gdybym uważał, że nie jesteśmy dobrzy, w tym co robimy, to nie wydawalibyśmy kolejnych płyt. Przecież nie możemy wypuścić po takiej serii jakiejś chujni. Jeżeli premierowa rzecz nie będzie lepsza, to powinna być przynajmniej inna – przez co będzie świeższa i ciekawsza. Co najważniejsze: powinno być to dobre przede wszystkim dla nas i nam służyć. Słuchacze jadą z nami niejako na gapę.

Kolejny raz podkreślasz rolę pracy zespołowej i podziału obowiązków w Entropii, ale czy to oznacza, że nie ma u was żadnego indywidualisty nadającego wszystkiemu konkretną formę lub kierunek, gdy piszecie numery?

Ja za to odpowiadam, ale sztuką jest takie działanie, aby ostatecznie każdy koncept mógł być uznany za własny i spójny z duchem całego zespołu. Jeżeli jakiś mój pomysł stanowi ślepą uliczkę, ktoś z nas prędko poddaje go krytyce i okrajamy numer z gorszych riffów bądź zmieniamy aranż.

Brzmi świetnie, ale zakładam, że czasami coś, co w oczach kolegów z kapeli uchodzi za ślepą uliczkę, dla ciebie może być świetne. Łatwo iść na ustępstwa w takich sytuacjach?

Jeżeli coś w moich oczach jest świetne, lepsze czy też wyróżniające się w kontekście szkicu muzyki, jaką sobie wymyśliłem, to kompromisy są niepotrzebne, gdyż inni chwytają patent w lot i idziemy za ciosem. Jeżeli coś brzmi gorzej, właśnie tam potrzebne jest krytyczne oko i wkład innych członków zespołu i to też się instynktownie czuje. Czasami brakuje tylko właśnie wkładu reszty, aby przeciętny pomysł wznieść poziom wyżej.

Dziennikarze zawsze mieli problem z klasyfikacją waszej muzyki, ale Entropia jest w jakiś sposób spójna. Czy faktycznie każdorazowo dajecie wszystkim zagwozdkę nie do rozwiązania, czy może redaktorzy związani z muzyką metalową szarżują z interpretacjami?

(zdj. materiały Agonia Records)

Myślę, że można śmiało stwierdzić, że nikt jak my obecnie nie gra. Wyrośliśmy ze swoich inspiracji. Wspomniany problem na szczęście dotyczy tylko tych, którzy muszą o nas pisać, a my możemy się rozkoszować dekonstrukcją form wraz z postępem entropii.

Czyli album Entropii z wyraźnymi odwołaniami do poprzednich płyt to coś, do czego nigdy nie dojdzie?

Każdy nasz album nawiązuje do poprzednich, odpowiadają za to ci sami ludzie. Pewne wspólne elementy zawsze pozostaną, natomiast kluczem do sukcesu kolejnych albumów jest chyba próba obejścia czegoś, co stanowiło leitmotif poprzednika, wychodząc z założenia, że robiło się to na sto procent i nie zostawiało się pomysłów na lepsze czasy. Nie każdy otrzymuje drugą szansę i nie zawsze się na nią zasługuje.

Od premiery „Vacuum” minęły cztery lata, przez ten czas zagraliście sporo koncertów, podpisaliście umowę z Agonią, a jednak ostatnio jest u was trochę mniej ruchu. To celowe działanie, by nowa płyta uderzyła bez szumnych zapowiedzi?

Myślę, że w sposób naturalny wyniknęło to z sytuacji covidowej i faktu, że intensywnie pracowaliśmy nad albumem. Mniej więcej w połowie cyklu koncertowego doszło do paraliżu branży. Komponowanie to dla nas potwornie czasochłonny proces przez wspomniany już brak ciśnienia. Skoro nie mieliśmy nic do zaprezentowania ani innych zobowiązań muzycznych, zajęliśmy się pracą w skupieniu i bez tworzenia jakiegoś sztucznego szumu dla podtrzymywania zainteresowania. Jestem przekonany, że wraz z nowym albumem znowu będziemy bardziej aktywni, po czym ponownie będziemy musieli skupić się na innych aspektach czy to w zespole, czy w życiu każdego z nas.

Odnoszę wrażenie, że bardzo luźno podchodzicie do promocji, ale czy wraz z przenosinami do większej wytwórni niż Arachnophobia czujecie nacisk, by skupić się na zespole nie tylko od strony muzycznej?

Nie powiedziałbym, że podchodzimy luźno do kwestii promocji jeżeli chodzi o pewne intelektualne zaangażowanie, aby określone działania wywarły pożądany skutek. W Arachnophobii mieliśmy koleżeńską relację i w zasadzie kierowaliśmy promocją płyty – jak sam stwierdzasz, okryła się nie tyle platyną co splendorem – co w mojej ocenie stanowi raczej pozytywną ocenę naszych starań. Nie musimy niczego robić dla kasy albo popularności, zespół to raczej nasza wspólna inwestycja w siebie, a przecież i tak z tego nie da się wyżyć, Nergal odradzał, sam widziałem w necie. Jeżeli ktoś kazałby mi coś robić z przymusu, to ja w odpowiedzi kazałbym mu wypierdalać. Jesteśmy podmiotem, to z nami się pracuje a nie na odwrót. To musi tak działać, aby chciało nam się to dalej robić. Zespół to nie może być sytuacja typu kierat, tego mamy zanadto w innych sferach życia. Tam się zdobywa zasoby na picie i jedzonko, a tu jest misterium i nieznane. Natomiast od praktycznej strony Agonia na pewno będzie nas pompować, mają ku temu środki, więc krzywa powinna rosnąć.

Czujesz, że szalejąca w Polsce inflacja jakoś cię dotknęła?

Przyznam, że ten okres ciszy w eterze wykorzystałem na rozwój zawodowy i nie stanowi to dla mnie problemu, natomiast ogòlnie jest to koszmar i zagraża bezpieczeństwu egzystencjalnemu w dłuższej perspektywie każdego z nas. Oczywiście ludzie mają mniej kasy, aby inwestować ją w muzykę jako nabywcy i odbiorcy koncertów, wskutek czego inne podmioty jak wytwórnie zawężają swoją działalność do sprawdzonych i bezpiecznych opcji. To już się dzieje. Kapele zamiast busem jeżdżą osobówkami, korzysta się z tańszych alternatyw jak np. jedna warstwa sera mniej na pizzy oferowanej ci na backstage, jeden talon na piwko mniej, krajówka zamiast koksu – wiadomo.

Zapytałem o to w kontekście trasy, w którą ruszacie z Mord’A’Stigmata i Sunnatą w drugiej połowie stycznia, a bilety na każdy z koncertów na bramce będą kosztowały 120 zł. Nie martwicie się, że taka kwota może odepchnąć ludzi w przypadku kapel, które nierzadko można złapać w różnych częściach Polski?

Koszt biletu dla końcowego odbiorcy znajduje odzwierciedlenie w kosztach produkcji. Bilety można kupić w przedsprzedaży za dużo mniejszą kwotę, do czego zachęcamy. Organizatorzy też chcą przymusić zainteresowanych do zasilenia inicjatywy kasą na etapie jej przygotowywania. Przecież nie jest komfortową sytuacją bookowanie klubów, hoteli itp z własnego hajsu, a tego typu booking to jednak nisza i uzupełnienie jakiejś innej działalności życiowej przynoszącej pewne dochody. Jeżeli ludzie nie dopiszą, to takich tras po prostu więcej nie będzie, więc przewrotnie wracając do twojego spostrzeżenia – u wszystkich będzie trochę mniej ruchu. Podsumowując: koledzy z innych kapel – jeżeli na nas nie przyjdziecie, to was już nie zabookują (śmiech).

Łukasz Brzozowski

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas