Ghost – „Phantomime”: W tym kościele coś gnije

Dodano: 25.05.2023
Przy budowie swojego królestwa Papa Emeritus IV niejednokrotnie używał cudzych klocków. W związku z tym covery są istotną częścią bogatej kariery Ghost. Pojawiają się tylko raz na jakiś czas, lecz zawsze z nutką kontrowersji, nigdy nie przechodzą pod radarem. Podobnie jest z „Phantomime”.

Niemniej, widać tu pewne zmiany w porównaniu do “Popestar” czy “If You Have Ghost”. Sugeruje to już tracklista, która nie składa się z samych nieoczywistości. W przeszłości, kiedy Ghost brał się za cudzesy, miewał wybory dalekie od jakiegokolwiek klucza (choćby „I Believe” Simian Mobile Disco), a nawet gdy stawiał na piosenki z repertuaru wielkich sław, to te mniej oczywiste (ot, „I’m a Marionette” Abby czy „Missionary Man” Eurythmics). Słuchając „Phantomime”, również znajdziecie perełki z głębi skarbca, lecz pierwszym planem zawiadują przeboje o ogromnej sile rażenia w kontekście ich legendarnego statusu. Już na inauguracyjnego singla wytypowano „Jesus He Knows Me” Genesis, który od lat atakuje wszystkich z każdej mainstreamowej rozgłośni radiowej, a do tego od razu obok czai się flagowy kawałek Iron Maiden – „Phantom of the Opera”. Jeżeli większy rozgłos towarzyszący tym dwóm utworom ma spowodować, że siłą rzeczy niektórzy słuchacze po raz pierwszy usłyszą o Television czy The Stranglers, to jestem za. Tobias Forge znowu to zrobił – kolejny raz edukuje i bawi. Serwuje światu niezapomniane przeboje lat 80., by ukradkiem wspomnieć o zespołach, które nie przebiły się tak mocno, a jednak zbudowały zręby współczesnej muzyki alternatywnej. W teorii nie ma się do czego przyczepić, wykonawczo – mucha nie siada. Ale czy „Phantomime” faktycznie jest materiałem pozbawionym rysek? 

“Phantomime”, choć zbudowana wyłącznie z coverów, stanowi miłą odmianę po “Imperze”, która – mimo sukcesu komercyjnego – jest jak dotąd jedyną klapą w historii Ghost. Nadmuchiwanie balonika grupy do coraz większych rozmiarów obdarło ją z największych atutów. Gdzieś zniknęły kompozycje, które cieszą ucho nasyceniem detali. Gdzieś zniknęła frywolna natura skandynawskiego rocka. Została wyłącznie teatralna nadbudowa, słodycz, a pomnikowego hitu na miarę “Dance Macabre” czy nawet “He Is” brak. Wspominam o tym, bo widmo ubiegłorocznego krążka wciąż ciągnie się za Forgem. Największym problemem tej EP-ki jest więc zabawkowo-plastikowa produkcja. Bez głębi, bez łomoczącej w obu kanałach centrali, bez ciepło brzmiących riffów – nawet tych najmocniejszych. I nie, nie chodzi tu o to, że współczesność zła, a przeszłość fajna. Po prostu tak nieznośnie sterylne potraktowanie tych hitów nie daje im w pełni zabłysnąć, nie uwalnia ich charyzmy. W ten sposób charakterne “Jesus He Knows Me”, a już tym bardziej “Phantom of the Opera” sprawiają wrażenie nie świetnych piosenek, którym zręczny magik nadał nowe życie, lecz popularnych metalowych coverów publikowanych od lat na YouTubie. Fajna ciekawostka, ale beznamiętne odgrywanie czegoś na nieco zestrojonej gitarze i z protoolsową perkusją przestaje bawić po pierwszym razie. Dlatego poszukując na “Phantomime” złota, a nie błyskotek, warto zwrócić uwagę na numery z drugiego planu. Bardzo dobrze sprawuje się “See No Evil”, czyli Television gdyby płynęli mniej z nową falą, a bardziej po burzliwych morzach hard rocka. Podobnie zresztą z “Hanging Around” The Stranglers – jeszcze bardziej dobitne, w wymowie prawie progrockowe. Jak Tobias chce, to umie.

“Phantomime” to dobry i jednocześnie nieco rozczarowujący materiał. Bo każdy z tych numerów został świetnie zagrany, wzbogacony o kilka nowych melodii – to brzmi jak Ghost, a nie amatorzy dociskający struny tak, jak ich idole. Niestety nadmierny perfekcjonizm w warstwie brzmieniowej odebrał tym numerom wiele uroku. Papo Emeritusie, w tym kościele coś gnije!

Łukasz Brzozowski

(Loma Vista, 2023)

zdj. Jimmy Hubbard

Najnowszą EP-kę Ghosta możecie nabyć TUTAJ, a bilety na Mystic Festival – gdzie Ghost będzie headlinerem – TUTAJ

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas