„Zdystansować się od siebie” – wywiad z KC Stafford (Thou/Karenia Brevis)

Dodano: 08.12.2022
KC Stafford to osoba, która przedzierzgnęła się przez lata piekła, a dzięki samozaparciu i ciągłej walce wciąż tu jest. Obecnie radzi sobie dobrze, od czterech lat gra na gitarze i śpiewa w Thou, a do tego rozwija solowy projekt Karenia Brevis, dlatego rozmawiamy na różne tematy. Jest ego, jest walka z nałogami i jest radość z małych rzeczy.

Wydaje ci się, że inspirujesz ludzi?

Oby nie. Mówiąc poważniej – trudno ocenić. Jakoś nigdy nie zdarzało mi się o tym myśleć, bo mam zupełnie inne rzeczy na głowie. Wydaje mi się, że lepszym adresatem tego pytania byliby ludzie, którzy obserwują moje poczynania. Wszystko zależy od cudzej perspektywy.

Dlaczego masz nadzieję, że nie inspirujesz innych? To kwestia nieśmiałości czy może żart?

Trochę żartuję, a trochę nie. Czym innym jest świadomość wpływu, który na kimś wywierasz, a czym innym stawianie siebie na piedestale i pompowanie własnego ego bez jakiegokolwiek kontaktu z rzeczywistością. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wielokrotnie czuję się jak wyjątkowo idiotyczna osoba, więc chociażby na tej podstawie nie wydaje mi się, bym mogłx być odpowiedni źródłem inspiracji.

Pytam, ponieważ jakiś czas temu wrzuciłxś posta na Instagrama, w którym szczerze i dogłębnie opowiedziałxś o swojej próbie samobójczej sprzed ponad roku i o tym, że mimo wszystko przezwyciężyłxś swoje demony. Czy myślisz, że mogłxś w ten sposób podnieść na duchu swoich followersów, którzy zmagają się z podobnymi trudnościami w życiu?

Nawet jeśli, to nie taki był mój cel przy publikacji tego wyznania. Chciałxm przede wszystkim odnieść się do tego, co przeżywają inni i w jakiś sposób uświadomić sobie, że nie jestem w tym samx, ale inspirowanie innych nawet nie przeszło mi przez myśl. Oczywiście jeśli doszło do sytuacji, w której moje refleksje pchnęły kogoś do zmian na lepsze, to niezmiernie się cieszę. Zawsze miło jest widzieć, jak ktoś wydostaje się z życiowego dołka i radzi sobie mimo trudności. 

Problemy opisane w tym poście nie są czymś absolutnie jednostkowym. Masa osób na świecie przechodzi przez walkę z uzależnieniami, depresją czy myślami samobójczymi, dlatego fajnie jest się tym podzielić, ponieważ szczerość z samym sobą w takiej sytuacji bardzo pomaga. W dodatku pozwala też poczuć to, co mogą czuć pozostali ludzie dotknięci tego typu trudnościami.

Czyli nie czujesz się w żaden sposób wyjątkowo, bo wszyscy mamy swoje demony?

Definitywnie. Oczywiście każdy przeżywa różne problemy na swoje sposoby i mierzenie każdego własną miarą to jeden z największych błędów świata. Po prostu chcę zaznaczyć, że wszyscy babramy się w różnych życiowych bagienkach, dlatego nie należy postrzegać siebie jako pępek świata, tylko pracować nad danymi rzeczami. Wsparcie bliskich jest w tym niezwykle pomocne, na co – na szczęście – nie muszę narzekać. 

Czy od tamtego czasu przeżywasz wiele momentów, gdy myślisz sobie: Ah, jak to dobrze być na tym świecie i cieszyć się nim?

Zgadza się. Wiadomo, że nie przeskakuję ze skrajności w skrajność, nie patrzę na świat przez różowe okulary i nie próbuję zarażać wszystkich dookoła optymizmem, bo byłoby to co najmniej dziwne. Jestem wdzięcznx, że wciąż żyję, a świat i ludzie dookoła czasami potrafią mnie pozytywnie zaskoczyć oraz dostarczyć pozytywne emocje, ale staram się zachować jakiś balans i nie przesadzać w żadną stronę.

Pozytywne emocje w twoim przypadku często wiążą się z muzyką?

Jak najbardziej, choć nie tylko tworzenie muzyki i jej słuchanie dostarcza mi radość – jest też mnóstwo innych rzeczy. Pisanie nowych numerów oraz późniejsze wykonywanie ich to jedne z najistotniejszych aspektów mojego życia, lecz należy pamiętać, że istnieje także świat poza tym. Czasami potrafię czuć niebywałe szczęście, gdy wyprowadzam psa na spacer, pogoda dopisuje i wszystko wydaje się być na swoim miejscu. W takich momentach po prostu chce się żyć i czerpać ze świata jak najwięcej.

Nie każdemu docenianie małych rzeczy przychodzi tak łatwo.

Zgadzam się, ale tu wracamy do jednego z poprzednich wątków rozmowy – wszystko zależy od danej osoby. Tak się składa, że od najmłodszych lat docenianie małych, a nawet głupawych aspektów życia nie sprawia mi większego problemu, ale w ostatnich latach nauczyłxm się skupiać na tym i wyciągać z tego wszystko, czego potrzebuję. Uzyskana w ten sposób nadzieja zapewnia dużo doraźnej przyjemności – zwłaszcza, gdy akurat mam dobry nastrój – ale i wsparcie mentalne, gdy przechodzę przez cięższe okresy, więc cały czas nad tym pracuję.

Ale obecnie znajdujesz się w dobrym miejscu?

Obecnie tak. Mam całkiem dobry nastrój, nie zwalniam z kreatywnymi działaniami, piszę mnóstwo muzyki na potrzeby przeróżnych projektów, więc przez cały czas moja głowa jest pełna myśli i wizji. Dodatkowo tuż przed naszą rozmową wróciłxm ze spaceru z psem po parku, a musisz wiedzieć, że bardzo lubię się przechadzać.

Odnoszę wrażenie, że wszystkie emocje, o których rozmawiamy, dość wyraźnie słychać na “Yarrow”, czyli dziełu wydanemu pod szyldem Karenia Brevis. Czy z racji tego, że to w stu procentach twoje dziecko, nie musisz nakładać na siebie żadnej cenzury emocjonalnej albo redukować treści, które chcesz poruszać?

W ramach Karenia Brevis zapewniam sobie pełną swobodę odnośnie wykorzystywania pomysłów, które akurat przyjdą mi do głowy, bo to w stu procentach moja rzecz. W związku z tym nie muszę cenzurować emocji ani hamować się z niczym, tylko prezentować dosłownie wszystko, co chcę. Niemniej, od strony muzycznej przykładam dużą wagę do tego, by projekt był w miarę możliwości jak najbardziej spójny stylistycznie i estetycznie.

To oznacza, że w przeszłości miałxś problemy ze skupieniem się na eksploracji konkretnej wizji?

Niekoniecznie. Generalnie bardzo dobrze żyje mi się ze świadomością, że mam w pełni własną platformę do opowiadania o naprawdę ciężkich, a często wręcz okropnych zdarzeniach bez żadnych konsekwencji czy osądów. Chyba o to chodzi w jakiejkolwiek formie muzyki ekstremalnej. Bierzesz na warsztat wyjątkowo trudne tematy, a następnie opakowujesz je w specyficzną formę piękna. Im mroczniej, tym lepiej.

Ale wiemy, że w przypadku wielu zespołów mroczne opowieści są wyłącznie elementem kreacji artystycznej. Twoje pobudki są znacznie bardziej osobiste, co pewnie rodzi pewne trudności po drodze.

Rozumiem, do czego zmierzasz, ale w moim przypadku nie dochodzi do żadnych trudności. Jestem osobą na tyle świadomą własnej kondycji emocjonalnej i ewentualnych traum z przeszłości, że nie czuję żadnego dyskomfortu, gdy o tym opowiadam. W ten sposób komunikuję się z własnym wnętrzem, co było główną motywacją przy pracy nad “Yarrow”. Chciałxm w miarę możliwości jak najlepiej oddać swój stan psychiczny z tamtego czasu, a jednocześnie zdystansować się od niego, dlatego nie używałxm formy pierwszoosobowej. Więcej było w tym narracji i relacji z perspektywy obserwatora niż ciągłego “ja”. 

Dystansowanie się od własnych emocji nie spowodowało, że przekazałxś na “Yarrow” mniej treści niż zaplanowałxś?

Zupełnie nie, ponieważ to dalej są moje historie i opowiadam o nich w stu procentach szczerze. Nie próbuję niczego maskować ani udawać kogoś, kim nie jestem, bo to kłóciłoby się z esencją Karenia Brevis. Po prostu uważam, że używanie bardziej neutralnego języka pozwala złapać inną perspektywę – zarówno mnie, jak i słuchaczowi – dzięki czemu materiał jest wielowarstwowy. 

Czyli zależy ci na uniwersalności.

Nie wiem, czy jest to coś, nad czym bardzo pracuję, ale z pewnością uniwersalność to bardzo pozytywny efekt uboczny mojego podejścia do pisania muzyki. Wychodzę z założenia, że fajnie, gdy ludzie mogą się utożsamić z tym, co robisz. Jedną z rzeczy, które bardzo pomogły mi po ostatniej próbie samobójczej, było oddalenie się od siebie. Musiałxm odsunąć ego na bok i nie rozmyślać ciągle o sobie, tylko niejako stanąć z boku i przyjrzeć się temu jako ktoś inny. Jednocześnie dzięki temu udało mi się dźwignąć życie, bo w innym wypadku utknęłxbym w martwym punkcie.

Zabawne, że wspominasz o ego, bo przecież każdy artysta w pewnym sensie karmi siebie pozytywnymi opiniami czy satysfakcją wynikająca ze zrobienia czegoś fajnego.

Też tak mam, ale to chyba normalne, prawda? Wszyscy lubimy komplementy i wszyscy chcemy mieć świadomość, że robimy coś fajnego i jesteśmy potrzebni. To bardzo budujące. Nie da się uciec od ego. 

Co robić, skoro ucieczka nie wchodzi w grę?

Uważam, że nie trzeba próbować pozbyć się ego, ale na pewno wypadałoby kontrolować je i nie zakochiwać się w sobie do przesady. To wystarczy.

Od strony tematycznej Karenia Brevis i Thou to rzeczy podobne do siebie, ale czy są rzeczy, których pod żadnym pozorem nie zrobiłxbyś działając w ramach któregoś z tych szyldów? 

Tak jest, choć wbrew pozorom są to totalnie odmienne projekty, więc doskonale wiem, jak żonglować swoimi pomysłami. W Thou warstwą tekstową zajmuje się przede wszystkim Bryan (Funck, wokalista – przyp.red.). Czasami jego myśli są tak zagmatwane, że nawet nie rozumiem, o co mu chodzi – po prostu trzymam kciuki, by nie robił żadnych głupot. (śmiech) Jego podejście do pisania jest inne od mojego. Tu do głosu dochodzą sprawy religijne, polityczne, osobiste doświadczenia, które są absolutnie indywidualną sprawą, a do tego masa przerobionych przez niego książek. Zawsze ciekawie mi się to czyta, aczkolwiek nie dałxbym rady działać w podobny sposób. 

W twoim sposobie pracy nad tekstami chodzi bardziej o naukę siebie?

Tak jest, zawsze wyciągam z siebie coś nowego i dzięki temu mogę przepracować w głowie rzeczy, o których przedtem nawet nie zdarzało mi się myśleć.

Na „Yarrow” próbujesz znaleźć sens w swojej walce z uzależnieniami oraz samotnością i jestem ciekaw, jakie wnioski udało ci się z tego wyciągnąć? Doszłxś do niecodziennych konkluzji czy raczej nie zaskoczyłxś siebie w żaden sposób?

To dosyć trudna kwestia. Daleko mi do wysnuwania konkretnych wniosków, ale na pewno moje życie od tamtego czasu uległo bardzo dużej zmianie na plus. Gdy tworzyłxm “Yarrow”, byłxm przekonanx, że to koniec, że już nic więcej nie nagram, że to w pewnym sensie pożegnanie. Końca na szczęście jeszcze nie widać, bo ta płyta okazała się początkiem zupełnie nowego rozdziału w moim życiu.

Grasz w Thou już od ponad czterech lat – czy twoja pozycja w zespole jest taka sama od samego początku aż do teraz, czy jednak z roku na rok nabierasz w tej kapeli więcej pewności siebie i swobody w komponowaniu?

Chyba tak. Jesteśmy w tym razem od paru ładnych lat, więc wiadomo, że relacje oraz podział obowiązków w zespole ulegają pewnym przemeblowaniom. Nasza przygoda zaczęła się nawet wcześniej, bo we wrześniu 2017 roku, kiedy tymczasowo zastępowałxm Mitcha (Wellsa, basistę – przyp.red.), który musiał uporać się z życiowymi sprawami. Parę miesięcy później wrócił do grupy, lecz mimo to wszyscy chcieli, bym stałx się członkiem zespołu na pełen etat. Od tamtego momentu Thou gra na trzy gitary, a ja dodatkowo dorzucam od siebie trochę wokalu. 

Nie tak dawno temu cały świat pochwalił się swoimi rezultatami ze Spotify Wrapped na 2022 rok. Jesteś zadowolonx z własnych statystyk?

Niezupełnie, bo muzyka, która leciała u mnie najczęściej, nie była muzyką, której słuchałxm najczęściej. (śmiech) Rzecz w tym, że bardzo często puszczam sobie różne rzeczy, by spokojnie zasnąć, więc przez całą noc Spotify podrzuca mi totalnie losowe numery, które przelatują zupełnie nieświadomie.

Łukasz Brzozowski

fot. Mortus (1), Mitch Wells (2), archiwum KC Stafford (3)

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas