Unto Others – „Strength II… Deep Cuts”: Zwycięstwo odrzutów

Dodano: 06.03.2023
Czy o zespole, który ma na koncie dwie dobrze przyjęte płyty i żadnej spektakularnej wpadki, wypada w ogóle pisać, że znalazł się na zakręcie? Pewnie nie, ale akurat w przypadku Unto Others takie określenie nie jest do końca bezzasadne, bo ostatnie poczynania ekipy Gabriela Franco sprawiają raczej wrażenie dojścia do ściany niż triumfalnego marszu na szczyt. Wydana właśnie „Strength II… Deep Cuts” nic w tym układzie nie zmieni, ale pokazuje, że jeszcze nie wszystko stracone.

Wspomniany zakręt jest wypadkową kilku niefortunnych wyborów i okoliczności. Teoria o „zbyt dobrym początku” i niemożności późniejszego nawiązania do klasy debiutu została w ostatnich latach obalona przez szereg zespołów, które start z wysokiego „c” potraktowały jako trampolinę do dalszego rozwoju, a nie źródło przytłaczającego bagażu oczekiwań. Unto Others akurat bliżej do grona zdołowanych własnym sukcesem, co w sumie nie może dziwić, skoro balonik z oczekiwaniami rozrósł się do niespotykanych rozmiarów jeszcze zanim grupa zdążyła wydać swój pełnoprawny debiut. „Mana” sprawdziła się świetnie jako przedłużenie pomysłów z ep-ki, chociaż znam kilku malkontentów, dla których już wtedy – bo prezentowana na dłuższym wycinku czasowym – propozycja kapeli zaczęła ocierać się o monotonię. Jakby w odpowiedzi na te głosy „Strength” pożeniła gotycką estetykę z bardziej metalowymi, ocierającymi się o thrash motywami, przy czym, niestety, mowa tu raczej o thrashu z generatora. Jak wspomniałem we wstępie, żadna to wpadka, prędzej efekt nie do końca przemyślanej potrzeby wymyślania siebie na nowo. Tyle, że gdzieś po drodze doszły jeszcze wymuszona zmiana nazwy i skok na zbyt głęboką wodę w postaci zmiany wytwórni, wreszcie niezbyt przekonujące występy na żywo, bo nie oszukujmy się, Franco do miana bestii scenicznej dość daleko. Niby nic, a jednak zakręt.

Kiedy w listopadzie miałem okazję porozmawiać z Nico Meyerem, szefem Eisenwald, zapytałem, czy spodziewał się, że twórcy „Many” tak szybko wyfruną do większej wytwórni. Usłyszałem, że oczywiście nie, ale oferta Roadrunner w oczach zespołu wyglądała na taką, jaka zdarza się tylko raz w życiu, więc nie zastanawiali się nad nią nawet przez chwilę. Teoretycznie ten ruch miał sens dla obu stron – w katalogu Roadrunner obok takich Code Orange pojawiali się pupilkowie bardziej tradycyjnie nastawionej publiki, a zespół wykonywał kolejny logiczny krok do przodu. W praktyce „Strength” nie spotkała się ze spodziewanym odzewem, a Unto Others dość szybko odstawiono na boczny tor – chyba nie mogłoby być bardziej dobitnego na to dowodu niż lakoniczne oświadczenie Franco , w którym zwierza się, że „Strength” w założeniu miało być dwupłytowym wydawnictwem, ale wytwórnia kazała mu je przyciąć do standardowych rozmiarów, i stąd te oto odrzuty. Dodaje, że w sumie dobrze, że ukazują się dopiero teraz, w takiej formie. Może to śmiech przez łzy, ale paradoksalnie przyznałbym mu rację – te kilka numerów, którym bliżej do pierwocin (jeszcze) Idle Hands niż do zmetalizowanego brzmienia ostatniej płyty nie byłyby w stanie uratować „Strength”, sprawiłyby co najwyżej, że byłaby jeszcze bardziej nierówna, no i mocno przydługa. Ja traktuję tę EP w kategoriach przypomnienia, jak świetny jest to zespół, kiedy nie rozgląda się za bardzo na boki i nie próbuje na siłę podbijać nowych terytoriów. Już „Sailing in the Darkness” sugeruje, że natrafiliśmy na kopalnię hitów, które spokojnie odnalazłyby się na „Don’t Waste Your Time”. O ile otwieracz może jeszcze irytować quasi-teatralnym charakterem i melorecytacją Franco, cała reszta tego materiału uosabia wszystko, co w Unto Others i ich mariażu metalu z gotykiem najlepsze – przede wszystkim końskie dawki melancholii i melodie, które grają w głowie tygodniami. Cover Scorpionsów jest z rodzaju tych nieoczywistych, ale w otoczeniu autorskiego materiału brzmi jakby był u siebie. Natomiast fakt, że duet „Change Of Heart”/ „When The Hammer Strikes” nie doczekał się nawet porządnego nagrania i występuje tu wyłącznie w formie demówek jest najlepszym dowodem na to, że w trakcie sesji do „Strength” coś poszło nie tak. I wcale nie chodzi o brak kompozytorskiej formy, bo oba numery należą do najlepszych, jakie kiedykolwiek ukazały się pod tym szyldem. Raczej o decyzyjność, a konkretnie skrzywione priorytety, które kazały kapeli przedkładać różnorodność nad klasę samych piosenek.

Co dalej? Tego nie wie chyba nikt, ale w klimacie narzucanym przez imperatyw ciągłej zmiany, wymyślania siebie na nowo i wychodzenia z osławionej strefy komfortu czasem ciężko przyznać, że niektórzy lepiej wyszliby na staniu w miejscu. Do tego grona należą Unto Others, którzy bardzo szybko doszli do sedna estetyki, w której operują. Nie widzę w tym problemu, nie obraziłbym się też, gdyby kolejnej płycie bliżej było do tej ep-ki niż do „Strength”. „Deep Cuts” udowadnia bowiem, że kiedy Franco i ekipa mają dobry dzień, naprawdę mało kto gra to lepiej niż oni.

Adam Gościniak

(Roadrunner/ Eisenwald, 2023)

zdj. materiały zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas