Hangman’s Chair – „A Loner”: Smutne przeboje na smutne czasy

Dodano: 20.10.2022
W „Ode to a Breakdown” Cédric Tofouti komunikuje, że utracił kontrolę i nie wie, dokąd zmierzać, a ta oraz podobne deklaracje w nowych piosenkach Hangman’s Chair brzmią wyjątkowo przekonująco. Francuzi po latach cyzelowania i dopieszczania stylu w końcu dogonili króliczka. Na „A Loner” grają we własnej lidzę i coś mi się wydaje, że trudno będzie ich strącić z tronu.

Śledzenie rozwoju Hangman’s Chair było trochę jak wydłużone obserwowanie larwy przepoczwarzającej się w motyla. Zaczynali bez większego szału, bo zaproponowana przez nich wypadkowa między sludge a doom metalem była sprawna, choć nieznośnie wpadająca w pułapki schematów. Skrótowo: grali fajnie, lecz na zatłoczonym około-stonerowym podwórku byli tylko jednymi z wielu. „Banlieu triste” sprzed czterech lat przyniosła ciekawe zmiany, ale to wciąż nie było to. Na szczęście „A Loner” to płyta świetna i osobliwa pod każdym kątem. Pozornie wystarczyło ubrać doom metal firmowany logiem Type O Negative (czyt. równowagę między zawodzącymi melodiami a masywnymi tąpnięciami) w eteryczno-senne brzmienia post-rocka i shoegaze’u. Ale to nie wszystko. W tej estetyce nie mniej ważne od prawidłowo ułożonych piosenek jest też to, co między wierszami, czyli gęsto wyeksponowane surowe emocje i szczerość. Jeśli tej ostatniej nie ma, bo przykrywają ją bezpieczne standardy z taśmociągu, kapela przepada, aczkolwiek Hangman’s Chair rozdziera przy słuchaczu serce z taką desperacją, że trudno tu wyłapać jakiekolwiek tanie chwyty.

(zdj. De Bethune)

Klimatyczny metal na smutno to oczywiście nic nowego, ale dziś wydaje się, że jego triumfatorzy, którzy szczyt kreatywności zaliczyli w latach 90., robią to bardziej z przyzwyczajenia niż z targania impulsami. Hipoteka sama się nie spłaci, więc trzeba dostarczyć ludziom to, co lubią. Hangman’s Chair natomiast obiera inną ścieżkę, a muzycy wielokrotnie podkreślali, że „A Loner” to opis najróżniejszych stron depresji, z którą zmagają się nie od dziś. Ból i cierpienie słychać tu właściwie od pierwszych dźwięków, bo skład nie balansuje nastrojami, nie rzuca światełka nadziei – jest sama rezygnacja w pakiecie z bólem. Ten ostatni element przewija się właściwie przez cały krążek – czy to za sprawą rozciągniętych melodii gitary w stylu „October Rust”, ale bez puszczania oka do odbiorcy, czy przez umęczone wokale Tofoutiego, który ma pewność, że z walki z psychicznym utarczkami wiecznie wychodzi przegrany. Obserwowanie zmagań frontmana z nieszczęśliwym losem to niełatwa przeprawa uczuciowa, lecz warta zachodu. Takie momenty albumu jak „Storm Resounds” z powracającym w refrenie luźno puszczonym riffem czy najbliższy shoegaze’owej ekspresji, choć cięższy i bezdennie dołujący numer tytułowy potwierdzają, kto tu najlepiej odrobił lekcje z melancholii.

W końcu doczekaliśmy się zespołu, który godnie kontynuuje dziedzictwo Type O Negative, a jednocześnie nie jest wiernym odwzorowaniem idoli w skali 1:1. Francuzi zapewniają dużo od siebie, mają niepodrabialny styl i – podobnie jak Peter Steele – hardcore’owe korzenie nadające całości znacznie większej dynamiki niż u tych od żabotów i koronkowych spódnic. Hangman’s Chair dowiózł płytę idealną na niepewne czasy. Przekonałem się ja, przekonaj się i ty.

Łukasz Brzozowski 

9/10

Hangman’s Chair – „A Loner” (Nuclear Blast Records)

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas