Fluisteraars – „De Kronieken van het Verdwenen Kasteel I: Harslo”: Więcej kosmosu, mniej lasu

Dodano: 04.05.2023
Fluisteraars lubię i doceniam za wiele rzeczy, ale najbardziej chyba za to, że po artystycznym i, zachowując odpowiednią skalę, także komercyjnym sukcesie „Bloem” Holendrzy nie poszli na łatwiznę i nie uczynili flower metalu tamtej płyty nową templatką swojego brzmienia. Zamiast tego nadal błądzą, głównie po lesie, chociaż na nowej ep-ce poniosło ich gdzieś do piwnic zapomnianego zamku. Akurat ta wycieczka raczej nie jest ich najbardziej efektowną, ale w tym błądzeniu nadal jest metoda.

W powyższej tezie nie ma ani odrobiny przesady, bo po premierze „Bloem” byłem niemal pewien, że Fluisteraars znaleźli tam swój złoty środek i bezpieczne pozycje, na których mogą się na dłuższy czas okopać. Nie chodzi bynajmniej o to, że ich wcześniejsze ruchy usprawiedliwiałyby podejrzenia o tego typu koniunkturalizm – tego typu koniunkturalizm wydaje się po prostu zupełnie naturalną postawą po nagraniu tak osobnej (nie mylić z „nowatorskiej”) płyty. Jasne, od niespodziewanego czy wręcz niechcianego sukcesu można też chcieć jak najprędzej odbić, patrz: casus Skeleton, którzy po wydaniu zaskakująco chwytliwego debiutu nagrali absurdalnie ciężką i przerysowaną do granic absurdu „Ordainment Of Divinity”. Fluisteraars postawieni przed wyborem między dwoma skrajnymi ścieżkami ruszyli inną, trzecią, i chyba dobrze na tym wyszli. Nie było ani drugiego „Bloem”, ani ostentacyjnego powrotu do topornych początków znanych z demówek, opublikowanych jakiś czas temu pod szyldem „Relaas”. Trajektorię rozwoju zespołu po płycie z makami na okładce ciężko obliczyć i oszacować, ale za słowo-klucz mogłaby tu służyć psychodelia – co prawda wyrażana już nie rustykalno-folkowym brzmieniem w stylu Lee Hazlewooda, tylko typowo blackmetalowym rzeźbieniem, które przez większość czasu brzmi tak, jakby nagrywał je ktoś w stanie krańcowej maligny. Na „Harslo” tego typu podejście jest w przewadze, brakuje za to melodyjnych punktów zaczepienia, które dawały o sobie znać jeszcze na „Gegrepen Door de Geest der Zielsontluiking”. Mimo to nadal od razu wiadomo, o jaki zespół chodzi, i właśnie w tym upatruję największego sukcesu Fluisteraars post-2020. Znaczy: w zachowaniu tożsamości pomimo odejścia od brzmienia swojej najbardziej znanej i najbardziej przystępnej płyty.

Wspomniałem wcześniej, że kolejne ruchy kapeli są w ostatnim czasie ciężkie do przewidzenia, ale do tej pory oczywistym wydawało się umieszczenie ich w ramach gdzieś pomiędzy przebojowością „Bloem” a surowym wydźwiękiem wspomnianego „Relaas”. Ostatnia LP Fluisteraars, chociaż nie siliła się na puszczanie oka do słuchacza i ani na moment nie ułatwiała mu zadania, mogła się pochwalić rozsądnym wyważeniem dusznej atmosfery bliźniaczej tej z „Euprosopon” Iskandr i lżejszych, czasem bliskich ambientowi fragmentów. W tym kontekście „Harslo” zadziwia swoim monochromatycznym charakterem. Nie nazwałbym go prostoliniowym powrotem do korzeni, bo grupa chyba nigdy nie grała aż tak intensywnie, jak w otwierającym „Dromen van de zon”, który stylistycznie sytuuje się zaskakująco blisko crust punka. Więcej oddechu pojawia się w drugiej części „De koning die werd ontdekt tijdens de blootlegging van de nieuwe dimensie” i to jest ten moment, kiedy na chwilę dochodzą do głosu powidoki ostatniej płyty – tyle, że tym razem w programowej psychodelii zespołu więcej jest kosmosu, a mniej lasu.

„Harslo” to tylko dwa numery i dwanaście minut muzyki, więc ciężko wyciągać na jej podstawie jakieś daleko idące wnioski. Pewnym jest, że Fluisteraars nie postawili jeszcze krzyżyka na kwestii brzmieniowej ewolucji, a poszukiwania z tym związane czasem prowadzą ich w dość zaskakujące miejsca. Jak tutaj. Czy będę często wracał do tej ep-ki? Raczej nie, ale w żaden sposób nie zakrzywia to obrazu Holendrów jako jednego z najbardziej świeżych i ekscytujących projektów ostatnich lat. Nie zakrzywi go też równie eksperymentalny charakter pozostałych części „De Kronieken…”, bo w to, że będzie eksperymentalny, chyba nikt nie wątpi.

Adam Gościniak

(Eisenwald, 2023) 

zdj. materiały promocyjne zespołu

Ostatnie wpisy

Kategorie

Obserwuj nas